niedziela, 3 lutego 2013

~CHAPTER 23~ "Kuzynek Kou"

 ~CHAPTER 23~ 

"Kuzynek Kou"


Ten rozdział dedykuję Malv <3 (Tędy proszę ;3) Po przeczytaniu jej opowiadania (które nawiasem mówiąc jest świetne), naszła mnie ochota, żeby napisać coś z perspektywy dziecka. Naszego Rukiego <3 Wzięło się to stąd, że w jej historii też jest perspektywa pięcioletniego Rukiego, a chciałam się przekonać czy ja dałabym radę napisać z takiej perspektywy jak najlepiej oddając sposób myślenia dzieci. No cóż, mam nadzieję, że podołam XD Tak więc Malv, dziękuję za inspirację do kolejnego "wspomnieniowego" rozdziału ^^ A, i z góry przepraszam za dość dużo zdrobnień, ale to dziecko. Dziecko myśli zdrobnieniami XD (Ja też XD)

Murasaki: Biedna Muruś. Zjadło Ci komentarz? Ja czasem jak piszę rozdział to potrafię jak debil przełączyć sobie stronę i wtedy jebut, piszemy od początku XD Wgl, Murasaki, Ty wiesz, że Twoja ksywka znaczy fioletowy? XD

Ai~chan: Ojciec Takanoriego, mówisz? Hmm, może masz rację, może nieeee <3 Zobaczycie ^^
Setsu: CIOCIA SETSU! O yaaaaa, fajnie, że wróciłaś ;3 Cały gang Teizoku Cię jeszcze nie raz zaskoczy ;3
Badyleczek: Ahm, to rodzeństwo nie było za żadną cenę wzorowane na vocaloidach XD Nawet mi się nie skojarzyli XD
Chizuru: Ahahaha XD Prawo natury. To przecież takie naturalne, że Reituki musi być XD Ale nie, serio jeszcze nie wiem czy będą razem. Zastanawiam się mocno i poważnie <3 
Namiko: Wiesz, dużo czasu zastanawiałam się jak by to zrobić, żeby Yuuno go wkopała. Była taka akcja, że spotkałam dziewczyny, które się jarały piosenką zrobioną w grupie fanduberskiej, w której śpiewałam. Robiłam wszystko, żeby się do mnie nikt nie zwrócił po ksywce (dla bezpieczeństwa życia), ale jednak przyszła koleżanka i już z daleka do mnie krzyczy "RUUUUKIIII!". No. I tak wpadłam na ten pomysł XD
Haru: Z opisywaniem facepalm'ów i innych rzeczy zawszę służę pomocą XD Dziękuję za komplementy. Cały czas staram się poprawiać to, jak piszę. Nawet nie wiecie ile ja zapisuję zeszytów. Dwa na miesiąc czasem nie starczają XD A co do zarywania nocek... powinnaś spać. Mózg źle pracuje, jeśli całą noc czyta się opowiadanie, a tym bardziej jak się je pisze <3
Chinatsu Yuuriko: Ta, co czekała najbardziej <3 Wiesz, że te Twoje tasiemcowe komentarze są zajebiste? Po prostu, wchodzę sobie, patrzę "O, dwa nowe", a tu taki tasiemiec od Yuuriko XD I wielki banan na twarzy ;D Wybacz, ale mówię Ci, moje tempo pisania jest taaaakie pręęęędkieeee. Ktoś mnie musi zmusić, żebym zaczęła przepisywać, albo muszę mieć zbyt dużo wolnego czasu <3
Oliwia: Ahm, dzięki <3
Aiko: A, dziękuję ;3
Ina: Dziękuję, że mi wybaczacie <3 I tak, PANIE Z OSIEDLA RZĄDZĄ!
Kyou: Daję, daję, ale to dlatego, że jestem teraz chora i gorączka 39 stopni nie sprzyja pisaniu opowiadania XD Szczególnie, że ja jeszcze nie mam ferii ;_;
Anonimek nr1: Śpij w nocy! W nocy Wy powinniście spać, a Ruki pisać rozdziały. Taka już kolej rzeczy <3

A teraz, miłego czytania ;D


------------------------------------

(RUKI)

Obudziłem się rano, gdy w pokoju było jeszcze ciemno. Wyskoczyłem szybko z łóżka i podbiegłem do małego krzesełka, które stało pod oknem. Stanąłem na nim i chwyciłem zasłonki wiszące tam. Pociągnąłem najmocniej jak umiałem, aż w końcu udało mi się odsłonić choć część okna wpuszczając do pokoiku jeszcze nikłe promyczki. Daleko na horyzoncie, nad lasem widziałem część dużego, święcącego koła, które jak mama mi tłumaczyła ogrzewa nam domek, ogródek i las. Taki duży grzejnik, który świeci, tylko w kształcie kółka. Słońce. Ktoś musiał się napracować, żeby zrobić taki wielki grzejnik, o takim kształcie i wystrzelić go w kosmos. Ciekawe jak się tam trzyma? Może jest przywiązany na sznurku? A może lata? Muszę iść się zapytać mamy. Szybko zeskoczyłem ze stołka,  na którym stałem i pobiegłem do drzwi. Potem spojrzałem na moje łóżko. Podniosłem z ziemi Pana Królisia, którego musiałem zrzucić, gdy wstawałem i ułożyłem na poduszce przykrywając go na dodatek kołderką, tak jak mama mnie, żeby było mi ciepło. Dałem Panu Królisiowi buziaka w policzek i pobiegłem na dół ciesząc się, że już dosięgam klamki. Wbiegłem do kuchni.
-Mamo!
-Tak, synku?
Mamusia stała przy kuchence smażąc coś na patelni. Jajecznica! Wszędzie poznałbym ten zapach. Lubię jajka. Przytuliłem się do niej. Gdy skończyła robić śniadanie to kucnęła przy mnie i wzięła mnie na ręce. Lubiłem być u mamy na rękach. Byłem wtedy taki wysoki! Jak mama i kuzynek Kouyou!
-Taka, a wiesz co my dzisiaj mamy za dzień?
Zastanowiłem się przez chwilę.
-Sobotę?
-Tak! Dokładnie! A wiesz czemu dzisiaj jest fajna sobota?
-Bo świeci słoneczko i będę mógł się bawić na dworze, a roślinki będą mogły rosnąć?
Mama uśmiechnęła się. Lubiłem jak się uśmiechała, tak ładnie wtedy wyglądała!
-To też, ale wiesz czemu jeszcze? Bo jak zjemy śniadanie, to pojedziemy do dużego miasta po Kou!
-Jeeej!
Zacząłem się cieszyć. Nie widziałem go cały rok! Ciekawe czy znowu urósł. Jeej, on był taki wysoki! Ja też kiedyś taki będę. Na pewno. Nawet wyższy! Dlatego piję dużo mleka. Chcę być wysoki jak Kou-chan! Bardzo go lubiłem. Oprócz mamy, znałem tylko jego. Przyjeżdżał tylko raz w roku, w wakacje, ale na cały miesiąc! To był zawsze najlepszy miesiąc w roku. Mogłem się bawić z Kou-chan'em, słuchać jak ładnie grał na gitarze. Bardzo lubiłem jak siadał i grał. Mogłem wtedy posłuchać, albo śpiewać do jego gry. Lubiłem śpiewać. Kou-chan zawsze mówił, że ładnie śpiewam, więc śpiewałem dla niego. On zawsze wymyślał fajne zabawy, mogliśmy bawić się w berka, choć i tak zawsze na końcu mnie łapał. Ten Kou-chan to był zdolny, choć czasem wydawał mi się taki smutny. Nie chciałem, żeby był smutny. Chciałem, żeby się bawił, śmiał i uśmiechał. W zeszłym roku nawet przez cały miesiąc uczył mnie japońskiego. To jest taki śmieszny język! Na początku nie mogłem zrozumieć, że tam się nie używa literek, tylko znaczków, ale mama mi wytłumaczyła wszystko i teraz twierdziłem, że te znaczki wyglądały ładniej niż literki, ale było ich o wiele więcej i były trudniejsze. Dziwiłem się mamusi i Kou-chan'owi, że umieli wszystkie. Ja też kiedyś będę umiał. Zazdrościłem trochę kuzynowi, że mieszkał tak daleko, aż w Japonii i mógł tu przyjeżdżać. To pewnie dlatego, że był taki duży. A może będzie mnie nosił na barana? Tak to lubiłem. Byłem wtedy naprawdę wysoki.
-Taka, synku, może zjesz już śniadanie?
Spojrzałem na talerz, który postawiła na stole przede mną mama. Wziąłem widelec i wszystko szybko zjadłem, ale nie dlatego, że byłem głodny, tylko dlatego, że już chciałem zobaczyć Kouyou! Po śniadaniu pobiegłem spowrotem do pokoju i ubrałem się cicho, żeby nie obudzić Pana Królisia. Gdy już byłem na dole, mama wzięła mnie za rękę i wyszliśmy z domu. Było jeszcze wcześnie, ale na pewno to będzie ładny dzień. Kwiatki w ogródku, które wczoraj podlewałem wyglądały jak kolorowy raj. Gdzieniegdzie latały ptaszki, a przy kolorowych płatkach kwiatów osy i pszczoły. Kiedyś się ich bałem, ale mama zawsze mi mówiła, że nie mam czego. Pszczółki przylatują do kwiatków i pomagają im rosnąć. Musiało być fajne takie życie pszczółki. Latałbym sobie z kwiatka na kwiatek. Mógłbym polecieć daleko na polanę w środku lasu, żeby usiąść sobie na jakiejś roślinie, takiej jakiej nie mamy w ogródku i oglądać trawę albo robaki. Robaki też były ładne, ale tylko niektóre. Inne wyglądały brzydko, ale wiem, że były nam potrzebne, bo tak jak pszczółki pomagają rosnąć kwiatkom od góry, tak robaki pomagały od dołu. Jak to mama mówiła, użyźniały glebę. To było takie trudne słowo, nie umiałem go powiedzieć na głos. Ale ważne, że pomagały! Gdybym był takim robakiem, też bym pomagał roślinom, ale tylko tym pożytecznym, bo były też takie, których nie lubiłem. Na przykład ta parząca pokrzywa. Kiedyś cały w nie wpadłem i bardzo mnie bolało, ale mama posmarowała mnie maścią i mi przeszło. Tak sobie myśląc o kwiatkach i o tym co pomaga im rosnąć szedłem z mamą przez las. W końcu doszliśmy do miasteczka. Pachniało tu bułkami. Tak lubiłem bułki! Szkoda, że nie mogłem ich jeść codziennie. Miasteczko było daleko od domu, a mama nie miała czasu, żeby pójść po nie rano. Czasem ja po nie chodziłem, ale taka wyprawa do miasteczka i spowrotem zajmowała dość dużo czasu. Dzisiaj mieliśmy jechać jeszcze dalej, bo do dużego miasta. To znaczyło, że pojedziemy takim dużym autobusem. To był jedyny, który tu jeździł. Był cały żółty i jak jechał to buczał głośno. Kojarzył mi się z pszczółkami. One też były żółte i pewnie dlatego zawsze dużo ich przylatywało. Gdy już przyjechał autobus usiedliśmy z mamą na samym przodzie, tuż obok pana kierowcy. Musiał być bardzo mądry skoro jeździł takim dużym, żółtym autobusem.Też bym kiedyś tak chciał. Przez całą drogę wyobrażałem sobie, że to ja siedzę po prawej stronie przy kierownicy i nią kręcę w kółko. Ale byłoby fajnie! Widziałbym całą drogę z tak wysoka. Przez dwie godziny próbowałem kierować tak jak kierowca, tylko w powietrzu, ale szybko się zmęczyłem. Oglądałem wszystko w autobusie jak i na zewnątrz. Patrzyłem na ludzi, była nawet pani z bardzo ciemną skórą. Ciekawe gdzie tak bardzo się opaliła? Pewnie tam gdzieś za oceanem. Mama mi mówiła, że są tam inne kraje, w których jest cieplej niż u nas. Kouyou mieszkał w Japonii, bardzo daleko. Wiedziałem, że też na wyspach, jak my, a dzisiaj miał do nas przylecieć. Taką dużą latającą maszyną, jak ptaszek. Tylko, że ta maszyna umiała latać nad oceanami, a ptaszki nie. Szkoda. Ale dobrze, że przynajmniej ta maszyna mogła przylecieć i przywieźć tu Kou. Ciekawe czy kuzynek się nie bał. Ja na pewno bym się bał. Oh, Kou był taki odważny! Też kiedyś taki będę. Będę taki odważny, że nie będę się bał latać dużymi metalowymi ptaszkami. Nie będę się też bał walczyć ze smokami. Smoki były fajne. Zawsze sobie wyobrażałem jak by to było, gdybym mógł latać na smoku. Mój smok byłby duży i niebieski. Miałby fioletowe oczy i zionąłby tęczowym ogniem. Tak lubiłem tęcze, były śliczne. Zupełnie tak jak moja mama, bo ona też była śliczna, a szczególnie jak się uśmiechała.
Tak sobie myśląc o tęczach, mamusi, smokach i dużym żółtym autobusie nawet nie zwróciłem uwagi na to, że już byliśmy w dużym mieście. Gdy już wysiedliśmy to mama złapała mnie za rękę i poszliśmy dalej ulicą. Słoneczko było już wysoko. Idąc tak patrzyłem na kolorowe sklepy, szczególnie te z zabawkami. Chciałbym dostać taką zabawkę, ale wszystkie były za drogie. Poza tym, miałem swojego Pana Królisia, mojego najlepszego przyjaciela. Nawet Kou go lubił. Raz nawet zrobił mu miecz z patyków, ale popsuł się, a ja nie umiałem go naprawić. Będę musiał przeprosić Kou, że zepsułem taki fajny miecz. Już nie mogłem się doczekać kiedy go zobaczę.
Usiedliśmy z mamą w dużym zielonym parku na ławce. Zawsze czekaliśmy tutaj na kuzynka, bo on jechał z jeszcze większego miasta, a drogę znał tylko do tego parku. To było zabawne, Kou nigdy nie umiał zapamiętać drogi do domku. W tym byłem od niego lepszy! Spojrzałem na niebo. Nie było na nim żadnej chmurki, ale świeciło słońce.
-Mamo, mogę się o coś zapytać?
-O co chodzi synku?
-Jakim cudem to słoneczko trzyma się tam w kosmosie? No bo grzejnik jest na prąd, tak? I jeżeli słońce to taki duży grzejnik to jak się trzyma w kosmosie? Na kablu? A ten kabel musi być bardzo długi, prawda? I do czego wtedy jest podłączone to słonko?
Spojrzałem na mamę z wyczekiwaniem. To było bardzo ciekawe. Czy słońce jest na kabel? Trzeba będzie to sprawdzić. Mamusia roześmiała się i pogłaskała mnie po włosach. Czemu się śmiała? Przecież to było ważne! Jeżeli słońce jest na kabel, to gdzie jest podłączone? A jeżeli nie jest to jakim cudem działa? A co ważniejsze, jak lata po kosmosie? Ma skrzydła? Nie, skrzydeł w końcu nie widać. A może ma niewidzialne skrzydła? O! To musiało być to! Słońce ma niewidzialne skrzydła. No tak, ale pozostaje jeszcze to, jakim cudem działa jeśli nie jest na kabel. A może te skrzydła unosząc to słońce dają mu energię, żeby pracować? Tak... tak, to jest najlogiczniejsze wytłumaczenie. Ciekawe jak wyglądają skrzydła od słońca? Czy może tak jakie mają smoki? A może jak mają wróżki? Albo ptaszki? Powinienem zostać naukowcem i zbadać to, jak wyglądają niewidzialne skrzydła słońca. I wtedy zostałbym geniuszem, byłbym bogaty i mógłbym kupić sobie tyle zabawek ile bym chciał, a mamie wszystko o czym by marzyła. I kupiłbym Kou gitarę!
-Taka-chan!
Spojrzałem w stronę, z której ktoś mnie wołał. Stał tam Kou z torbą na ramieniu i pokrowcem na gitarę w ręku. Szybko wstałem z ławki i pobiegłem do niego rzucając się mu na szyję. Odłożył torbę i gitarę i wziął mnie na ręce. Jeeej, teraz to naprawdę byłem wysoki. Zaraz, zaraz. Czy on był wyższy niż w zeszłym roku, czy mi się wydaje? Przytulił mnie do siebie i uśmiechnął się do mnie.
-Cześć Taka, jak tam? Chłopaku, jaki ty jesteś już duży. Niedługo będziesz wyższy od mamy, a potem ode mnie.
-Tak! Będę taki wysoki jak ty - uśmiechnąłem się.
-Oh, to cieszę się. Ale powinienem się obrazić, wiesz?
Spojrzałem na niego przechylając głowę. Nie wiedziałem czemu miałby się obrazić. A może... może dlatego, że powiedziałem, że będę od niego wyższy? Może Kou będzie wtedy smutny? O nie, on nie mógł być smutny.
-Kou...? A za co się obrazisz?
Uśmiechnął się.
-Za to, że jeszcze mi nie dałeś buziaka na przywitanie.
O nie, jak ja mogłem zapomnieć? Cmoknąłem go szybko w policzek i uśmiechnąłem się.
-Kou, jak tam podróż? - Spytała mama, która podeszła do nas. Teraz byłem od niej wyższy! Haha, jak fajnie!
-A spokojnie oprócz tego, że jak wysiadłem z samolotu to padła mi komórka i nie miałem z czego słuchać muzyki, a tym bardziej siedzieć na komunikatorze. No to było straszne -zaśmiał się.
-O tak, to naprawdę musiało być straszne -mamusia też się uśmiechnęła. - Synek, a może zejdziesz już z Kou? Na pewno jest zmęczony po długiej podróży, a jeszcze musimy dojechać do domu.
-Nie, ja nie chcę! Ja chcę u Kou być. Nie zejdę. Kou-chan, Kou-chan, mogę tak zostać?
-Co? Pewnie, ale tylko wtedy gdyby twoja mama wzięłaby gitarę. Nie jest ciężka, ale nie mam trzeciej ręki, żeby ją też ponieść.
Kuzynek odwrócił się w stronę mamy. - To co Suzy, wzięłabyś ją? Ja bym wziął Takę.
Nie rozumiałem tego. Czemu on zwracał się do mamusi po imieniu? Tak można było? A może tylko on mógł? A może dlatego, że Kou nie był tak bardzo młodszy od mamy jak ja? Hmm... w sumie to nie wiedziałem ile mama może mieć lat, ale na pewno niewiele. Przecież była taka ładna, a starzy ludzie nie są tacy ładni. Kou też był ładny, więc on też nie był stary. Eee tam, to nieważne.
Mama w końcu zgodziła się nieść gitarę, a kuzyn niósł mnie na rękach aż do momentu kiedy wsiedliśmy do autobusu. Tam usiadłem mu na kolanach, a on opowiadał mi różne bajki. Mówił o chłopcu, który urodził się bardzo malutki, ale był też bardzo odważny, o dziewczynce, która była biedna i sprzedawała zapałki, ale potem była szczęśliwa, o tym jak dzielni rycerze, żeby uratować księżniczkę musieli wjechać na szczyt szklanej góry walcząc ze złym smokiem, a, no i o elfach. Lubiłem jak mówił o elfach. Elfy były fajne. Kou-chan wyglądał jak elf. Był wysoki, chudy, miał długie rude włosy i jeżeli spięłoby się je tak jak to mają elfy, to naprawdę tak wyglądał. A może Kou był elfem? Ale jakby był, to jakby schował długie uszy? Hmm... jak zostaniemy sami to się go będę musiał zapytać. Teraz mi na pewno nie powie. Przecież elfy nie mówią ludziom, że są elfami, ale byłem pewien, że mi powie. Mamie nie, ale mi tak. Ja w końcu byłem mały. Każdy wie, że jak powierzy się jakiemuś małemu tajemnicę, to on nigdy, ale to nigdy jej nie zdradzi. Dotrzymywanie obietnic było bardzo ważne, szczególnie dla mnie. Bardzo się cieszyłem jak mama chwaliła mnie za dotrzymanie obietnicy, kiedy na przykład obiecałem posprzątać pokój albo podlać kwiatki. Ale teraz wcale nie obiecywałem, że nie zasnę słuchając Shimy. Shi-maaa, jak to zabawnie brzmiało. Kou miał bardzo fajny głos i to właśnie przez niego niebawem zasnąłem.

*****

Obudził mnie zapach bułek. To znaczy, że znowu byliśmy w miasteczku niedaleko domu. Otworzyłem oczy. Ahm, ja latałem? A, nie. To Kou mnie niósł. A szkoda, fajnie by było polatać. Właśnie skręcaliśmy w stronę lasu. Szliśmy już do domku. 
-No, Uruś, tak? To jak tam u Ciebie na studiach, co? Rodzice bardzo byli źli, że wybrałeś muzykę, a nie medycynę, tak jak chcieli?
-Uhm, tak, kazali mi się wynosić z domu. Ojciec był zły. W sumie to się wyprowadziłem, ale dwa tygodnie później wydzwaniali do mnie, że mam wracać i żebym sobie nie żartował. 
-Gdzie się wyprowadziłeś?
-Ahm, do siostry. Wiesz, ona jest teraz w ciąży więc na początku nie chciałem im tam przeszkadzać, ale nie miałem gdzie pójść, a Koichi mnie jeszcze okrzyczała, że nie przyszedłem wcześniej - Kou zaśmiał się.
-No i miała rację. Też bym cię nakrzyczała na jej miejscu - mama uśmiechnęła się szeroko. - W końcu rodzina jest po to, żeby móc na niej polegać i zapamiętaj to sobie. Może nie na każdego możesz liczyć w stu procentach, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto ci pomoże. 
-Wiesz co? Dziwnie to brzmi jak ty to mówisz. Kobieta, którą zostawił chłopak zaraz po tym jak się dowiedział, że jesteś w ciąży i ty mi mówisz, że zawsze znajdzie się ktoś na kim można polegać?
 -Tak, Shima. Zawsze. Ja na przykład mam ciebie. Nawet nie wiesz jak mi pomagasz przyjeżdżając tu co roku. Bawisz się z Takanorim, uczysz go. Wiesz jak on się cieszy za każdym razem, gdy masz przyjechać? Jak głupi. To jest bardzo pomocne. Poza tym, przez ten miesiąc będziesz mi przynosił drewna, nie? Przecież do tego potrzeba męskiej ręki, a Taka jest za mały.
Kouyou zaśmiał się głośno. 
-Oh, oczywiście. A więc jak potrzebujesz męskiej ręki to już nie twierdzisz, że wyglądam jak dziewczyna?
-Oh, rozgryzłeś mnie. 
Mama rozłożyła ręce i uśmiechnęła się szeroko.
-No dobra, pomogę - Kou też się uśmiechnął. - Ale ja nie gotuję!
-Nie każę ci przecież gotować, nie chcę jeszcze zginąć, wiesz? 
-No wiesz ty co? Umiem gotować! 
-Ty umiesz gotować? Że niby co? Jajecznicę chyba. Takanori umie więcej.
-To dziecko gotuje?
-Tak. Sam chciał i sam się uczy. 
-No teraz to się poczułem głupio -zaśmiał się. - Ale umiem coś tam gotować.
-Oczywiście, oczywiście.  A powiedz mi, jak tam z Akirą? Dalej się z nim przyjaźnisz?
-Pewnie. Jesteśmy razem na studiach. Wiesz, założyliśmy razem zespół.
-Zespół? A to ciekawe.
-Tak - Kou uśmiechnął się szeroko. - Akira gra na basie. Kojarzysz Tanabe? Kiedyś Ci o nim mówiłem. Ten co jak się uśmiecha to wszystkie laski wzdychają.
-Aaa, tak, pamiętam. Mówiłeś. Co z nim?
-On jest naszym perkusistą. Jest naprawdę świetny. Na wokalu mamy znajomego Tanabe, ale za dobrze go nie znam.
-I to cały wasz skład?
-Nie, jest jeszcze taki idiota Shiroyama. Też gra na gitarze. Jest od nas wszystkich rok starszy. Jest wkurzający, ale chłopaki się uwzięli, żeby to on do nas dołączył jako druga gitara.
-Czemu go tak nie lubisz?
-Bo jest wkurzający! Irytuje mnie. Nienawidzę go. Mógłby zginąć, wcale bym się nie przejął. Człowiek chce się poznać, zaprzyjaźnić, wychodzi z jakąś inicjatywą, a tu taki idiota.
-A on cię jak traktuje? Może to tylko z twojej strony takie nielubienie? Nie żeby coś, bo w końcu ja go nie znam, ale tak tylko rozmyślam.
-Ja go uważam za zło konieczne i on mnie. Jest idealnie. Aczkolwiek mógłby zginąć, byłbym szczęśliwy.
-Ahm. No jak tak twierdzisz. Ale pamiętaj Kou, że czasem może ci pomóc osoba, po której najmniej byś się tego spodziewał - mama spojrzała na Shimę jakoś tak uważniej. Czasem tak na mnie patrzyła i wtedy zawsze wiedziałem, że mówi coś bardzo ważnego, a teraz patrzyła tak na kuzynka. Ciekawe czy on wie, że to takie ważne. Słuchanie mamy. To była bardzo ważna rzecz. Nie wyobrażałem sobie jak można by było się pokłócić z mamą, albo się jej sprzeciwić. Mama była najmądrzejszą osobą na świecie i mógłbym się o to kłócić całe dnie, gdyby ktoś myślał inaczej. Nie umiałbym mieszkać bez mamusi. Co ja bym bez niej zrobił? Gdybym nie widział jej długich jasnych włosów jak moje i ładnych niebieskich oczu, to bym się załamał. Mama miała śliczne włosy. Ja też takie miałem, tylko moje były proste i nie skręcały się. Nie miałem też takich oczu jak mama. Jej oczy kojarzyły mi się z niebem w lato, albo z morzem, które widziałem rok temu, gdy pojechaliśmy nad nie z Kou. Zawsze się uśmiechała i jej oczy sprawiały wtedy wrażenie, jakby świeciło w nich słoneczko. Moje oczy były takie jak Shimy. Brązowe. On miał jasne, a ja ciemne. Mama zawsze mówiła, że mają kolor jak czekolada, ale ja tak nie uważałem. Nie były takie ładne jak jej.
Kou po uwadze mamy już się nie odzywał. Szliśmy tak przez las, a on cały czas mnie niósł na barana. W sumie to mógłbym się odezwać i powiedzieć, że już nie śpię, ale po co? Lubiłem jak ktoś mnie nosił. Siedziałem więc cichutko patrząc sobie na drzewa i roślinki myśląc sobie jakby to było, gdybym był ptaszkiem. Ahh, latałbym sobie po drzewach. Było by super!
Doszliśmy w końcu do domu. Przed wejściem w końcu się poruszyłem i poprosiłem Kou, żeby mnie puścił, co też uczynił. Gdy tylko mama otworzyła drzwi to wbiegłem na górę do swojego pokoju sięgając paczkę świecowych kredek z nadrukiem z Kubusiem Puchatkiem. Wziąłem też dwie kartki i pobiegłem na dół zostawiając to wszystko na stole.
-Kou, Kou! Porysujemy?
-Synek, Kou może być zmęczony, w końcu jechał bardzo długo. Może dałbyś mu odpocząć, hmm? - Mama ukucnęła przy mnie tak, że teraz była takiego samego wzrostu i pogłaskała mnie po włosach uśmiechając się łagodnie.
-No... ale ja tak bym chciał się już z nim pobawić...-przyznałem zgodnie z prawdą.
-Oh, widzę, że się rwiesz, co? - Uśmiechnął się Kou. - Ja tam nie jestem zmęczony. Możemy się pobawić. Rysowanie, tak? Oke.
-Yatta! - Krzyknąłem skacząc w górę z radości.
Podbiegłem do niego i złapałem go za rękę ciągnąc do stołu, na którym wszystko zostawiłem. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i zaczęliśmy rysować. Bardzo lubiłem rysować. To było tak jak pokazywanie tego, że się jest wesołym albo smutnym, prawda? To było fajne. Jak się śpiewało, to też można było przez to powiedzieć jak się czuje. Ciekawe, czy tylko ja tak miałem, że zwracałem na to uwagę. Muszę się zapytać Kou, ale to później. Teraz skupiłem się na rysowaniu. Narysowałem duży biały dom, który miał kwiatki na parapetach. Nad nim były chmurki, przez które świeciło słoneczko. Po chwili zastanowienia dorysowałem słoneczku uśmiech. no co, nie mogło być radosne? Jak ktoś się uśmiecha to taki jest. Biały dom miał czerwony dach. Przed tym domem był ogródek, gdzie rosło bardzo dużo kwiatów. Były różnokolorowe, jedne większe, a drugie mniejsze. Na dróżce prowadzącej do domu stała mama z wielkim uśmiechem i trzymała mnie za rękę. Z mojej drugiej strony stał Kou. Wyższy i ode mnie i od mamy. On trzymał mnie za drugą rękę. Chwilę potem dorysowałem kuzynkowi gitarę i parę nutek, które kiedyś podpatrzyłem w książce. Zrobiłem niebieskie niebo i uśmiechnąłem się do mojego dzieła. Ciekawe czy się im spodoba.
-Skończyłeś już, Taka? - Spytał Kou, gdy poprawiałem jeszcze jakieś małe rzeczy. - Pokażesz mi?
Uśmiechnąłem się i dałem mu rysunek, po czym wziąłem ten jego. Jego rysunek to była po prostu gitara, ale... była naprawdę ładna! Chyba taka, którą się podpina do prądu, bo była cieniutka. Była niebieska, chodź na krawędziach pojawiał się czarny płomień, tak samo jak na tej najdłuższej części, po której "chodziły" palce, jak to kiedyś tłumaczył mi Kou. Na samym dole był biały napis po japońsku, którego nie umiałem przeczytać. Był zapisany jednym z tych trudnych znaczków, których jeszcze nie znałem. Kou powiedział, że pisze tam Uruha. Mhm... może to była gitara tego Uruhy? Albo tak się nazywała gitara? Tak, na pewno to.
-Nee, Kou-chan, podoba Ci się mój rysunek?
-Tak, jest super - uśmiechnął się. - Pokażesz mamie?
-Pewnie!
Zabrałem obydwie kartki i pobiegłem do mamy chwaląc się naszą twórczością. Mama wzięła obydwie i przypięła na lodówkę. Wtedy do kuchni wszedł kuzynek patrząc na rysunki.
-Ohh, no teraz to się poczułem jakbym był w podstawówce, wiesz? - Zaśmiał się. -W życiu nikt nie powiesił mojego rysunku na lodówce.
-To ja powiesiłam - moja mama uśmiechnęła się głaskając nas obydwu po włosach. -Oke chłopaki, nakrylibyście stół? Kolacja zaraz będzie.

*****

(URUHA)

Po kolacji zebrałem wszystkie naczynia i włożyłem do zlewu. Zapewne teraz przypadnie mi pozmywać. No trudno. Suzy poszła położyć Takę, więc chwilowo byłem sam. Odruchowo spojrzałem w stronę lodówki, gdzie wisiały nasze dzisiejsze rysunki. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Naprawdę poczułem się jak przedszkolak, gdy moja praca tam wylądowała. No cóż, miałem prawo. Nie umiałem jakoś zbytnio rysować, więc moja twórczość była średnia i raczej niezauważalna. W domu ewentualnie siostra zwracała uwagę na to co robię, a tak to nikt. Tutaj było zupełnie inaczej. Mimo, że byłem młodszy od Suzy tylko o pięć lat, to traktowała mnie jak Takę. W sumie to byłem jej za to wdzięczny, ale jej zachowanie tylko mi przypominało, że moja matka jakoś zawsze wolała Kaoru. To nieważne, że zniknął zaraz po liceum zostawiając wszystkich. To nieważne, że miał jakieś konflikty z policją i że znikał na całe dnie nie mówiąc nic nikomu, bo on i tak był ukochanym synkiem rodziców. Mimo, że wyglądaliśmy tak samo to i tak nie miało znaczenia. Po prostu to zawsze ja byłem tym złym. Bo byłem najmłodszy? W sumie, młodszy od niego o całe pięć minut, też mi coś. Miałem jeszcze dwie starsze siostry, ale w sumie tylko z tą najstarszą z nas wszystkich - Koichi - można było normalnie pogadać. U niej też aktualnie mieszkałem, po tym jak wyprowadziłem się od rodziców na początku studiów. No właśnie, studia. Wszystko poszło o to. Ojciec typował dla mnie medycynę. Pogięło go, czy co? Ja lekarzem? Chyba w jego marzeniach. Chciał, żeby ktoś ten jego głupi szpital kontynuował. Proszę bardzo, ale to na pewno nie będę ja. Ani mi się śni. 
Napuściłem trochę wody do zatkanego korkiem zlewu i zacząłem zmywać powoli. Robiłem to już całkiem wprawnie biorąc pod uwagę to, że u mnie w domu jak i u Koichi była zmywarka i bardzo rzadko się zdarzało, żebyśmy musieli sami zmywać. Tu było to codziennością. Przyjeżdżając co roku do Anglii zawsze czułem się jakbym znajdował się w innym świecie. Świecie Taki i Suzy, gdzie najważniejsza była rodzina. W sumie to zazdrościłem małemu mamy. Sam bym chciał taką mieć. Blondynka ta niestety była tylko moją ciocią i to jeszcze taką na doczepkę. Ojciec Taki, wujek Shun był bratem mojej mamy. Sześć lat temu związał się z Suzy. Osiemnastolatką z Anglii. No niestety, Suzy zaszła w ciążę, a gdy Shun się o tym dowiedział to ją zostawił, a ona wróciła do kraju, żeby wychowywać Takę sama. Gdy to wszystko się działo byłem w gimnazjum. Na szczęście zdążyłem zaprzyjaźnić się z Suzy. Jakoś nie umiałem zwracać się do niej "ciociu". Może też dlatego, że była tylko te pięć lat starsza? Gdy mały miał roczek przyjechałem tu po raz pierwszy. Kompletnie nie znałem kraju, a moja znajomość języka jakoś dziwnie zanikała gdy musiałem go użyć. Na szczęście blondynka znała japoński. Odkąd Taka zaczął mówić to rozmawiałem z nim w połowie po angielsku, a w połowie po japońsku. Zabawne to było, gdy przerzucał się na ten swój perfekcyjny angielski, gdy nie umiał czegoś powiedzieć. No, u mnie też to tak musiało wyglądać. Czasem dochodziło do tego, że Suzy musiała nas nawzajem tłumaczyć i jeszcze się ze mnie śmiała. Bezczelność, tylko ze mnie, a ze swojego syna to już nie. Ale cóż... on miał pięć lat. To, że mówił dwoma językami było i tak bardzo dobre. Nie miała z czego się śmiać, ale z mojego akcentu i wymowy często się śmiała. Wiem, że nie robiła tego złośliwie. Zawsze wtedy czochrała mi włosy i mówiła, że to przecież nic takiego. Była naprawdę kochana. Taka, jaka powinna być mama. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Cieszyłem się, że miałem w niej oparcie i przyjeżdżając tutaj starałem się jej pomagać czy to w czymś ją wyręczając, czy też bawiąc się z Takanorim.
Odłożyłem ostatni talerz na zmywarkę i wytarłem ręce. Właśnie wtedy Suzy wróciła na dół, jak zwykle uśmiechnięta.
-Śpi? - Spytałem.
-Tak. Cały czas mówił, że jutro będzie się z tobą bawił od rana do nocy. Kazał ci powiedzieć, że w tym roku też chce się uczyć - uśmiechnęła się.
Oh, ten Taka. Naprawdę uczynny chłopak z niego. Jak kiedyś przyjedzie do Japonii to powinien podrywać laski na angielski. Uruha przepowiedział, Matsumoto Takanori będzie miał tłumy fanek. No cóż, sprawdzimy za jakieś dziesięć lat.
-Jak chce, to będę go uczył - uśmiechnął się i usiadłem na krześle przy stole.
-Zmęczony?
-Trochę.
-To może pójdź spać? Wiesz, podróż samolotem, autobusami, a potem kilka kilometrów przez las z Taką na plecach z pewnością była męcząca. A, no i jeszcze pozmywałeś. Dobry chłopiec, w końcu się nauczył - Suzy uśmiechnęła się promiennie.
Z pewnością powinienem się teraz obrazić, ale w sumie to było całkiem zabawne, a ja nie miałem siły się kłócić. Poza tym, jakoś nie umiałem się kłócić z nią.
-Nie, teraz nie zasnę, co ty - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Zaśniesz, zaśniesz. Już, natychmiast do łóżka.
-No mówię ci, że nie zasnę.
-No to przynajmniej poleżysz. Nóżki ci odpoczną, oczka sobie zamkniesz. No już, wypad do góry, spać - szturchnęła mnie lekko w ramię, żebym się ruszył.
Westchnąłem i wstałem tak jak mówiła. Wziąłem torbę z rzeczami i gitarę, po czym ruszyłem po schodach do "swojego pokoju". Przez cały miesiąc to będzie mój drugi dom. Szkoda, że nie pierwszy. No cóż. Wszedłem do średniej wielkości pomieszczenia. Jak podejrzewałem stało tu już zasłane łóżko, zapewne przygotowane wcześniej przez Suzy albo i nawet Takę. Kto wie? Oprócz łóżka była tu jeszcze mała szafka, jedna komoda, szafa na ubrania i mały, drewniany stolik, a obok niego poduszka. Oh, to będzie na czym siedzieć.
Rzuciłem moje rzeczy w kąt przyszykowując sobie wcześniej odpowiednie ciuchy do spania. Znaczy, bokserki i duży T-shirt. Przebrałem się w nie i rzuciłem się na łóżko wyciszając się. Myślałem o wszystkim, byleby tylko nie o nim. Niestety. Moje myśli wkrótce zmieniły tor i podążyły własną ścieżką, gdzie było pełno jego. Tego czarnowłosego idioty Shiroyamy. Nienawidziłem go, naprawdę bym się cieszył, gdyby zginął. Mógłbym wtedy się od niego uwolnić i o nim zapomnieć, ale nie. Musiał żyć i na dodatek grać w naszym zespole. Co za idiota. Moje serce reagowało na każde wspomnienie o nim, ale mój mózg krzyczał "Zgiń! Zgiń! Zgiń!". Był idiotą. Przystojnym, czarnowłosym, pociągającym, zabawnym, lekko zwariowanym idiotą.
"Nie myśl tak o nim! On cię nie chce, Kouyou. Uważa cię za dziwaka, nie pamiętasz? Nie masz u niego szans." - dalej krzyczał mój mózg.
Ohh, i czemu ja się musiałem zakochać w takim idiocie?
"Kouyou, ty też jesteś idiotą. Tylko nie płacz."
Skuliłem się obejmując nogi rękoma. No ładnie... Czeka cię miesiąc męki z tym idiotą w myślach. Powodzenia Uru.

----------------------------------------

TAK, TAK, OBIECAŁAM, ŻE WRZUCĘ DZISIAJ, WIĘC O TO JEST <3

Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;3 Wspomnieniowy rozdział z takiej innej perspektywy. Piszcie komcie, tralala <3 

A, i chciałam jeszcze powiedzieć, że w polecanych mamy nowy link, a mianowicie bloga Yami-chan. Nieźle się tam zapowiada ;3

PS. Jak chcecie mieć rozdziały, to ktoś musi kopać Rukiego po dupie. Ahm i ja jestem na gg całe dnie, ale siedzę na niewidoku, więc pisać zawsze możecie ;3 
Naprawdę, kopnijcie mnie czasem tak porządnie w dupę i zagońcie do pisania <3 Dziękuję ^^