piątek, 21 czerwca 2013

Bardzo ważna dla mnie rzecz.

Kochani, to nie jest rozdział. Tak, wiem, jesteście zawiedzeni. Niestety, stało się coś, przez co nie mogłam spać pół nocy.

Mianowicie znalazłam pewien blog, pewnej osoby. Ta osoba jest moją czytelniczką. Ba, nawet komentowała, jestem u niej w polecanych!
"No tak. Ale co się takiego stało?" - pomyśli sobie większość z Was. -"Może Ruki ma gorączkę i pierdzieli głupoty?"
Nie, wcale nie.

Ale od początku:

Nie jest mi łatwo tak pisać, bo nie zawsze mam ochotę, czas, możliwości. Robię to nie dlatego, że tak lubię. Gdyby to było tylko dlatego, to to opowiadanie powstawałoby tylko w zeszycie, przeczytane najbardziej zaufanym mi osobom. "Więc dlaczego Ruki pisze bloga?" Ruki pisze dla Was. Dla siebie może też, bo w końcu kto nie ubóstwia komentarzy, tych spekulacji na gadu co będzie dalej, nękaniem o nowy chapter (chociaż to akurat mniej przyjemne, ale też to kocham)? Ja kocham wszystkie te rzeczy. Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się z każdego, nawet najmniejszego komentarza. Pisanie jest da mnie czymś, w czym mogę umieścić całą siebie - moje uczucia, moje myśli. Są to moje osobiste rzeczy, które po prostu zamieniam na jakąś historię, w tym wypadku Gazettowe yaoi. Każdy sposób dobry, na przekazanie swoich emocji. Mój blog się rozwijał, dość dobrze prosperuje, mam tylu świetnych czytelników, nieważne czy znam, czy nie. Czy piszą komcie, czy nie. Dla mnie się liczy to, że ktoś przeczyta. Nie twierdzę, że piszę wyśmienicie, ale piszę dobrze. Takie jest moje zdanie. Bardzo się poprawiłam, sama to widzę i teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że piszę dobrze. Również dzięki Wam.

I teraz.
Wyobraźcie sobie mnie. Oto ja, Ruki. Piszę sobie opowiadanie na blogu. Piszę z emocjami, z uczuciami, daję Wam 200% siebie.
Widzicie to? Dobrze.
Dalej, Ruki naraża się rodzicom, żeby pisać opko. Oni mówią, że to nikomu nie potrzebny bzdet. Mi potrzebny, bo czuję w końcu, że ktoś mnie docenia.
Czujecie to teraz? Całą aurę? Świetnie!
No i kontynuując - teraz wyobraźcie sobie, że ktoś Wam bezczelnie niszczy Waszą pracę. Nie dosłownie, nie da się zniszczyć tego, co jest napisane i przeczytane, ale niszczy mnie i tą historię od środka.
Jak się czujecie?
Okropnie, prawda? Tak, ja teraz też się tak czuję.

"No i do czego Ruki zmierzasz?"
Mianowicie do tego, że znalazłam podróbę swojego opowiadania na czyimś blogu. Zerżnięte w zupełności. Znaczy, początek, bo potem wszystko jest inne. I dobrze. Ale początek, pierwsze 2-3 rozdziały to nieudana kopia mojego skromnego dzieła, które tu tworzę od ponad roku i naprawdę ciężko nad nim pracuję.
Ani to dobrze napisane, ani żadnego ciekawszego pomysłu, ani fajnie poprowadzona akcja.
Naprawdę, przeczytajcie to, proszę Was.

Osobą, która ukradła moją pracę jest ToshiDiru. Jest mi bardzo przykro z tego powodu.
I nie tylko.
Jestem bardzo zła. Ostatnio byłam tak zła, jak brat zniszczył mi nowiutką gitarę. Wyobrażacie sobie to? Lepiej nie próbujcie, moja złość i tak to przewyższa.

Toshi, nie mam pojęcia, czy to przeczytasz. Jeżeli tak, to wiedz, że właśnie przestałam Cię szanować zupełnie. Nic nie znaczą dla mnie ludzie, którzy kradną cudze rzeczy. To jest internet. Prędzej czy później znalazłabym Twój blog i Twoją nieudaną podróbkę. Oczywiście, że nic Ci nie zrobię, nie wiem kim jesteś, nie znam Cię. Nie potrzebuję się mścić fizycznie.

Ale jestem pewna, że moi przyjaciele, czyli moi czytelnicy pomogą mi Cię nauczyć, że pracy innych się nie kradnie.
Tak, dokładnie moi czytelnicy! Mam do Was ogromną prośbę.
Tu jest link do "jej opowiadania".
Jest to pierwsze w tamtym spisie. Przeczytajcie całe. To nie jest długie. Przeczytajcie opis. Znajome? A jakże, bo MOJE.

I teraz akcja właściwa - po przeczytaniu, pomóżcie mi. Mimo, że pisze, że blog zawieszony, to zalejcie ToshiDiru i jej bloga falą hejtów/komentarzy o kradzieży cudzego mienia.
Nie, nie przeklinajcie, nie wyzywajcie, nie groźcie. Po prostu napiszcie co sądzicie na temat takiego zachowania.


CHCĘ, ŻEBY WSZYSCY WIEDZIELI, ŻE JESTEŚ KŁAMCĄ. OSZUKIWAŁAŚ SWOICH CZYTELNIKÓW KRADNĄC MOJĄ PRACĘ. TEGO SIĘ NIE ROBI.


Opis, znajomy?

Początek mojego i Toshi pierwszego rozdziału.
PODOBNE?


Proszę, pomóżcie mi, bo jest mi tak strasznie smutno i przykro, że no nie wiem.

Cieszę się, że mam Was, bo wiem, że mi pomożecie. Pomóżcie mi ukazać, że tamto to zwykły plagiat.

Pisząc to zdałam sobie sprawę, jak ja bardzo Was kocham wszystkich <3

~Ruki, która pisze dla Was.


PS Kolejny chapter w drodze, oczekujcie w przyszłym tygodniu jako nagrodę <3 Będzie wszystko co tak od dawna chcieliście.

niedziela, 2 czerwca 2013

~CHAPTER 24~ "Pierwszy dzień w szkole, ale... czekaj, skąd ta jedynka?!"




CHAPTER 24
"Pierwszy dzień w szkole, ale... czekaj, skąd ta jedynka?!"

WITAJCIE SPOWROTEM! JA ŻYJĘ. TAK, ŻYJĘ! RUKI POWRACA, JAK ZAWSZE XD Tak więc, witam znowu wszystkich. TAK WIEM. Miało być przed egzaminami. Potem od razu po. Ale się nie dało ;_; Tak więc przepraszam za zwłokę. Miało być na Dzień Dziecka, ale się spóźniłam półtorej godziny ;_; Wybaczcie XD Ważne, że chapter XD Z dedykacją dla Juri, gdyż miała urodziny, a ja tam nie byłam ;_; Miłego czytania ;D
------------------------------------------------------------ 
(RUKI)

Stałem nieruchomo patrząc na Yuuno. Jeżeli w klasie mogła zapaść jeszcze większa cisza niż przed chwilą, to właśnie się to stało. Nikt nic nie mówił, a moje serce waliło głośno. Miałem wrażenie, że w całym pomieszczeniu słychać tylko je. Brak dźwięku dotkliwie rozdzierał od środka. Wszyscy patrzyli na mnie. U jednych dało się zobaczyć niedowierzanie, u drugich szok, a u jeszcze innych po prostu zdziwienie. Tylko dwie osoby miały inny wyraz twarzy. Jedną z nich był pan Okuda, który schował twarz w dłoniach widocznie załamany, a drugą była Yuuno, która gdy zrozumiała co się właśnie stało patrzyła na mnie przepraszająco.
Byłem niepewny. Co teraz? Czy będę mógł chodzić tu do szkoły jeśli klasa już wie? Wyrzucą mnie stąd? Jeżeli tak, to jak zareaguje Reita...? Czy będzie na mnie zły...?
Tę niezręczną ciszę w końcu przerwał pan Okuda.
-Yuuno, usiądź proszę...
Dziewczyna ukłoniła się lekko, powiedziała ciche przepraszam, po czym usiadła w ławce obok mojej.
-Postawmy sprawę jasno, moi drodzy - zaczął ponownie nauczyciel. - Wydało się, nie będziemy was już teraz próbować oszukać. To się kategorycznie nie może roznieść. Plan był taki, żebyście się nie dowiedzieli, ale wystarczyła Yuuno - westchnął. - Jeżeli dyrektor i inni nauczyciele dowiedzą się, że wiecie, myślę, że mogę się z wami pożegnać i z pracą również. Tak więc teraz zapytam, pomożecie mi i Rukiemu?
Mężczyzna spoglądał na każdego po kolei uważnie. Minęło kilka długich, przepełnionych wręcz bolącą ciszą minut. W końcu wstała dziewczyna, która wcześniej zadawała mi pytanie. O ile dobrze zapamiętałem, Aiko. Spojrzała na wszystkich, po czym uśmiechnęła się.
-Proszę pana, wierzę, że reszta klasy się ze mną zgodzi. Jako przewodnicząca obiecuję, że ta informacja stąd nie wyjdzie.
Reszta uczniów zaczęła jej przytakiwać, a ja odetchnąłem z ulgą i chyba to samo zrobił wychowawca.
-Dziękuję - powiedziałem cicho i uśmiechnąłem się.
-Będziesz dziękował głosem! - zaśmiała się Kyuumi, a cała klasa wraz z nią.
-Tylko nie męczcie go za bardzo. Pamiętajcie, że on zarabia tym swoim głosem - zaśmiał się wychowawca. - A, i Yuuno, dzisiaj sprzątasz salę moja droga. 
-Haa? Czemu? - jęknęła czarnowłosa.
-Bo go wkopałaś. Przykro mi. Dobra, moi drodzy, jeżeli wszystko wyjaśnione, to zacznijmy lekcję. Takanori, możesz usiąść.
Usiadłem tak jak mówił nauczyciel. Kyuumi się do mnie uśmiechała, a nawet powiedziałbym, że szczerzyła. Jej brat pogłaskał mnie po ramieniu mrucząc coś jak kot w taki sposób, że aż się wzdrygnąłem, a Yuuno uśmiechnęła się i podniosła do góry kciuki patrząc na mnie. To było naprawdę miłe.
Przez cały czas starałem się skupiać na lekcji, która się rozpoczęła. Pan Okuda mówił coś o zapisie nutowym, który Uruha z Reitą tłumaczyli mi na samym początku, gdy dołączyłem do zespołu. Klasa o profilu muzycznym, ha? Mama by się cieszyła. Zawsze z chęcią słuchała, gdy Kou mówił o muzyce i tym wszystkim. Zresztą, ja też uwielbiałem słuchać jak gra na gitarze. Dalej to lubię.
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
-Ruki-chan... - usłyszałem cichy, wręcz nieśmiały szept.
Podniosłem głowę i spojrzałem w stronę odgłosu. Patrzyła na mnie Kyuumi, jakoś tak nieśmiało. Rzuciła mi na ławkę jakąś karteczkę i szybko się odwróciła, jakby podenerwowana. Spojrzałem na kawałek papieru znajdujący się tuż przede mną. Był złożony na cztery. Rozłożyłem go. W środku był napis. Przeczytałem go i  uśmiechnąłem się szeroko. Złożyłem kartkę spowrotem i włożyłem ją sobie do kieszeni. Resztę lekcji siedziałem uśmiechnięty słuchając nauczyciela. Zauważyłem, że patrzył co jakiś czas w moją stronę, jakby się upewniał czy wszystko w porządku. Jakiś czas później zadzwonił dzwonek.
-No dobra, moi drodzy, nauczcie się tego na za tydzień. Może będę pytał. A, i powtórzcie sobie te piosenki co ostatnio, następne lekcje są praktyczne. To wszystko. Yuuno, Takanori, mogę was poprosić ze mną?
Wstaliśmy i wyszliśmy za nauczycielem odprowadzani wzrokiem przez każdego z klasy.
-Dobrze moi drodzy, mam do was sprawę. Po pierwsze Yuuno, Takanori dołącza do twojej grupy z pianina. Pokserujesz mu nuty do tych piosenek co się uczyliśmy?
-Oczywiście, nie ma sprawy proszę pana - Yuuno uśmiechnęła się. - I przepraszam za ten wypadek na początku lekcji. Nie pomyślałam, przepraszam...
-Nie szkodzi. Wydało się, trudno. Ważne, żeby nie wyszło dalej - pan Okuda uśmiechnął się. -Teraz z kolei mam do Ciebie sprawę Ruki. Jesteś w drugiej klasie, więc musisz sobie wybrać drugi język obcy.
Mężczyzna wręczył mi jakąś kartkę.
-Prosiłbym, żebyś jutro dał mi odpowiedź, dobrze?
-Oczywiście.
-A, no i jeszcze jedno. Chciałbym Ci jeszcze powiedzieć, że lekcje muzyki w naszej klasie wyglądają inaczej niż w innych klasach. Całą klasą mamy zajęcia teoretyczne, czyli takie jak przed chwilą, na dodatek w zależności od grupy danego dnia dana grupa ma zajęcia praktyczne, czyli naukę gry na instrumencie. Popytaj się Yuuno, będziesz razem z nią w grupie, więc się nie martw. No dobrze, teraz to wszystko. Wracajcie do klasy. Do zobaczenia - nauczyciel uśmiechnął się i minął nas ruszając długim korytarzem w stronę, z której przyszedłem.
Patrzyłem chwilę za nim, aż w końcu Yuuno rzuciła mi się na szyję przyciskając do ściany.
-Taka-chan! Przepraszam! Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz za ten mały... wypadek -wciąż obejmując moją szyję uśmiechnęła się przepraszająco.
-N-nie, jest w porządku.
-Oh, tak się cieszę! Jeszcze raz przepraszam. I jak ci się podoba? Teraz jak już dołączyłeś będzie super! Zobaczysz! Rodzeństwo Kyuu cię polubiło - uśmiechnęła się. - Dostałeś nawet karteczkę od Kyuumi, prawda? Co w niej było, jeśli mogę spytać? - Spojrzała na mnie ciekawsko.
Właśnie. Karteczka!
-Kyuumi się pytała czy idę z wami do kina dzisiaj wieczorem.
-O! Świetnie! Wybieramy się całą paczką, pójdziesz z nami?
-Całą paczką?
-Tak, ja, rodzeństwo Kyuu i taki jeden Eijiro. Jest w innej klasie, więc nie wie kim jesteś, ale jest naprawdę spoko. To co, idziesz?
-Ahm, nie wiem czy będę mógł, wiesz...
Yuuno uśmiechnęła się i powiedziała już ciszej. - Wujek Rei na pewno ci pozwoli.
-Tak myślisz?
-Tak. A teraz chodźmy już do środka. Zaraz mamy matmę.
Czarnowłosa złapała mnie za rękę i wciągnęła do klasy, aż pod nasze miejsca.
-Ruki-chan, to co z tym kinem? - Uśmiechnęła się blondynka.
Miała naprawdę prześliczny uśmiech.
-Idzie z nami - oznajmiła Yuuno z uśmiechem.
-Mrrr, to fajnie - zaczął Kyuuhi. - A tak w ogóle, jesteś psychicznie przygotowany na dzisiejsze dwa angielskie? Nyan?
-Przygotowany? - Spojrzałem na całą trójkę z zaciekawieniem, ale także obawą.
-On jeszcze nie wie... nyuu...
-Ale o czym?
-Tyle przegrać...nyuu...
-Ej, Taka-chan wcale nie ma się czym martwić - uśmiechnęła się Yuuno.
-A niby czemu to tak? - Spytało identycznie rodzeństwo.
-Zobaczycie - ucięła czarnowłosa i usiadła w swojej ławce.
W tej właśnie chwili zadzwonił dzwonek. Miałem wrażenie, jakby jego dźwięk mi się wrzynał w pamięć już na wieki. Wszyscy w klasie rozeszli się do swoich ławek. Ja również usiadłem na swoim miejscu między chłopakiem-kotem, a kawaii blondynką. Po prawej siedziała Yuuno, a po lewej było okno wychodzące na plac przed szkołą i ulicę. Dziedziniec opustoszał w niecałą minutę. Ulica, mimo że dość uczęszczana teraz również była pusta. Do pomieszczenia weszła niska japonka. Nie wyglądała jakoś bardzo sympatycznie, ale też nie była przerażająca. Sprawdziła obecność przy moim nazwisku zatrzymując się i przyglądając się mi. Wzruszyła tylko ramionami i zaczęła lekcję. Byłem zaskoczony. Zrozumiałem wszystko, o czym mówiła ta pani. Coś czułem, że matematyka nie będzie dla mnie problemem, chociaż tak się jej bałem. Na koniec lekcji dostaliśmy kilkanaście zadań do domu. A, więc to o tym mówiła Yuuno, kiedy narzekała na prace domowe?
W sumie jak tak siedziałem to doszedłem do wniosku, że wcale nie jest tak źle jak myślałem, że będzie. Nikt nie robił mi żadnych problemów w związku z tym, kim jestem. Poznałem znajomych Yuuno, okazali się być całkiem w porządku. Zgodziłem się nawet pójść z nimi do kina. Mój wychowawca okazał się być naprawdę sympatycznym człowiekiem. Miałem wrażenie, że mógłbym pójść do niego z każdą sprawą, a on by mi pomógł z uśmiechem. Patrząc jednak na wszystkie te rzeczy dalej czułem się tu dość niepewnie i nieswojo. Zastanawiał mnie ten cały Eijiro. Poznam go dzisiaj wieczorem w kinie. Jaki się okaże? A jak mnie zwyczajnie zignoruje? Co wtedy powie reszta? Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Do moich uszu znowu dobiegł dźwięk dzwonka. Jednym ruchem Kyuumi odwróciła się do mnie. Ja za to usiadłem bokiem, żeby ze wszystkimi móc swobodnie rozmawiać. Chłopak-kot wyjął za to książkę i zaczął się uczyć. Z tego co widziałem, była to książka do biologii. Całą przerwę w nauce przeszkadzała mu siostra i według mnie wyglądało to naprawdę przeuroczo. Po dzwonku przyszła inna pani. Ubrana elegancko, włosy zaczesane wysoko u góry, co chwilę poprawiane okulary, wysokie szpilki. Była to nauczycielka właśnie od biologii i mimo swojego ubioru okazała się całkiem miła. Klasa pisała jakiś sprawdzian, a ja za to opracowywałem sobie notatki z ostatnich tematów zgodnie z poleceniem nauczycielki. Stwierdziła, że następnym razem mnie po prostu odpyta gdzieś na przerwie.
Następna była historia. Starsza już nauczycielka usiadła z przodu, idealnie na środku klasy i rozpoczęła swój monolog mieszczący się gdzieś w czasach szogunów. Mówiła naprawdę ciekawie. W całej klasie nie rozległ się żaden szept, bo wszyscy siedzieli zasłuchani. Pod sam koniec lekcji podyktowała nam jakąś krótką notatkę. Tym razem dzwonek naprawdę mnie zaskoczył. Wszyscy mówili, że poniedziałek to najgorszy dzień tygodnia, a mi mijał całkiem przyjemnie. Zostały jeszcze dwie lekcje. Dwa angielskie.

***
(REITA) 

Kręciłem się po domu nie mogąc sobie znaleźć odpowiedniego miejsca. A to pograłem chwilę na basie, coś posprzątałem, zjadłem, pograłem na playstation, obejrzałem coś w telewizji i pokręciłem się w kółko słuchając muzyki. Jak to codziennie tak będzie wyglądać, to nie wiem jak ja to wytrzymam. Od dawna oczekiwany dzień wolny, ale to tylko dlatego, że Kai musiał coś załatwić. Ruki i tak szedł do szkoły, więc niby lepiej, ale... no właśnie. Zostaje 'ale'. Wcale nie jest lepiej. Pierwszy raz od dawna mi się tak niesamowicie nudziło w domu. Brakowało mi czegoś. Nie, nie czegoś. Kogoś. Takanoriego. Musiałem aż usiąść jak to do mnie dotarło. Przez trzydzieści lat mojego życia nigdy nie pomyślałem, że tak bardzo może mi kogoś brakować. Jednak do tego doszło. Ruki... stał się osobą, której potrzebowałem do codziennego funkcjonowania. Siedziałem chyba dobre dwie godziny zastanawiając się jak to się stało. Wrócił mój nocny temat rozmyślań. Jak to się stało, że Takanori w przeciągu zaledwie miesiąca stał się dla mnie taki ważny? Czemu ten niski blondynek stał się tak bliski mojemu sercu? Nie, ja już nie miałem serca. Całe zabrał Ruki razem z tym swoim spojrzeniem i tak rzadkim uśmiechem. Teraz, jak go nie było, chociaż wiedziałem, że to tylko na parę godzin, czułem się okropnie nieswojo. Tak, jakbym nie siedział właśnie na swojej kanapie w swoim domu tylko wkradł się do czyjegoś i bezceremonialnie w nim urzędował. Mój mózg próbował opanować moje serce, ale tę walkę przegrywał bez najmniejszych szans.
Reita, ale jesteś głupi. Nie możesz powiedzieć nic Takanoriemu. Nie możesz się zdradzić, ani słowem, ani zachowaniem. Głupi, głupi Reita. Dlaczego akurat w Rukim? W osobie, która panicznie boi się wszelkich kontaktów z ludźmi, a szczególnie z większymi, silniejszymi, starszymi facetami? A Ty właśnie taki jesteś, Reita. Jak mu powiesz, to ucieknie z krzykiem. Będzie się ciebie bał, a jak Ci się uda spojrzeć w jego oczy to zobaczysz tylko ten paniczny strach jaki widziałeś pierwszej nocy. Skuli się gdzieś w kącie modląc się, żebyś odszedł. Tak będzie. 
Ale… co z tego? Co z tego, jeżeli nie możesz znieść myśli, że nie ma go przy tobie?  Musisz mu powiedzieć, Reita. Musisz. Powiesz, ale nie dotkniesz. Nie zrobisz mu krzywdy. Nie jesteś w stanie zrobić mu krzywdy, ale on w to nie wierzy. Musisz mu zatem udowodnić! Nauczyć go żyć, zachowywać się. Nauczyć go wiary w ludzi, zaufania. To jest twoje zadanie, Rei. Dopiero po tym jak skończysz, to możesz go dotknąć i czynem pokazać jak bardzo Ci na nim zależy, wiesz, Reita? Czeka cię ciężka próba…
Potrząsnąłem głową.
-Oh, zamknij się mózgu… Błagam…

***

(URUHA)

Przekręciłem klucz w zamku i drzwi ustąpiły. Wszedłem do domu ściągając buty. Było parę minut po dwunastej.
-Hey! Jestem! – Krzyknąłem, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi.
Wszedłem do środka rozglądając się po salonie.
-Yuu? Jesteś w domu?
-O, braciszku! Już jesteś –uśmiechał się w moją stronę Kaoru.
Ugh, nienawidzę tego jego uśmieszku. Zawsze zwiastował coś niedobrego.
-Gdzie Aoi?
-Chyba w kuchni. Nie mam pojęcia w sumie. Powodzenia –znowu się uśmiechnął i zniknął w głębi schodów.
Co tu się dzieje? A co mu chodziło? Poszedłem do kuchni. Aoi robił kanapki słuchając muzyki. A! To dlatego mnie nie słyszał! Przytuliłem się do niego od tyłu ściągając mu słuchawki.
-Cześć Aoś.
Czarnowłosy odszedł parę kroków i tylko przelotnie na mnie spojrzał, po czym wrócił do robienia kanapek. Au. Zabolało…
-Yuu? Hey, co się stało…? Wiem, nie było mnie ostatnio w domu dużo czasu… Przepraszam, Yuu… Hey, słyszysz mnie? Yuu!
Zignorował mnie. Wziął sobie kanapki i poszedł do salonu. Odpalił coś na TV i zaczął jeść. No nie wierzę…
-Hey, Yuu, odezwij się do mnie – usiadłem obok niego kładąc rękę na jego dłoni, ale natychmiast ją wyrwał pod pretekstem sięgnięcia po pilota.
Zabolało jeszcze raz. Tym razem mocniej. Poczułem się, jakby ktoś ścisnął moje serce żelazną pięścią i za nic nie zamierzał puścić. Moje oczy zrobiły się mokre. Oh tak, Uru, płacz ci tu pomoże. Idiota.
-Yuu… -szarpnąłem go delikatnie za rękaw bluzy czując, że zaraz nie wytrzymam.
Zaraz się tu rozpłaczę z mojej własnej głupoty. Byłem tak głupi. Zostawiłem go na cały miesiąc. Samemu sobie. I to wszystko moja wina. Aoi nie chce mnie pewnie znać. Jak się do mnie odezwie to pewnie usłyszę, że mam czas do wieczora na wyniesienie się stąd. 
-Przepraszam… Yuu… odezwij się do mnie. Proszę.
Spuściłem głowę. Nie chciałem stąd iść, ani też nie chciałem tu płakać. Ale wiedziałem, że jak tu zostanę to się rozryczę. Nie dlatego, że jego zachowanie tak mnie bolało, ale dlatego, że byłem taki głupi.
Siedziałem tak nic nie mówiąc, a próbując opanować swoje emocje. Gdzieś w tle grał telewizor. Yuu podniósł się z kanapy zapewne odnosząc talerz od kanapek. Nie ruszyłem się z miejsca. Co to teraz da? Po prostu dalej mnie będzie ignorował, nie ważne co zrobię…
Usłyszałem kroki, a potem ktoś mnie objął. Uniosłem głowę, a moim oczom ukazał się Aoi. Przytulił mnie do siebie mocno, a ja rozpłakałem się na dobre. Powtarzałem słowo „przepraszam” jak mantrę, aż w końcu zamilkłem przestając też płakać. Czarnowłosy westchnął i pocałował mnie w czoło.
-Jestem pewien, -zaczął cicho- że nie podasz mi powodu twojej nieobecności, ale to dlatego, że Kai cię o to prosił. Nie potrzebuję jednak powodu. Ważne, że jesteś. Przeprosiny przyjęte.
Patrzyłem na niego z niedowierzaniem. Co on właśnie powiedział…? Gdy sens tych słów w końcu do mnie dotarł rzuciłem się mu na szyję wtulając się mocno.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję… Kocham Cię, Yuu.
-Ja ciebie też kocham. Ale nie rób tak więcej.
-Obiecuję, że już nigdy nie zachowam się w taki sposób...
-Brakowało mi ciebie – powiedział Aoi uśmiechając się ciepło, po czym mnie pocałował.
-No nie wierzę! No po prostu nie wierzę! –Oderwaliśmy się od siebie patrząc na schody, gdzie stał Kaoru. –A gdzie kłótnie? Gdzie akcja, dramat, tragedia i to wszystko? Powinniście się kłócić! Aoi powinien cię znienawidzić! A tu co się dzieje? Oni się godzą! Jak gdyby nigdy nic!
-Kaoru, o co ci chodzi? –Zapytał Yuu.
-O to, że mnie wkurzyliście! Bity miesiąc nie ma tego idioty w domu, a ty mu wybaczasz jak gdyby nigdy nic? Powinniście się nienawidzić przynajmniej przez tydzień! Uru powinien cierpieć! Cierpieć, słyszysz? Po co było to wszystko, jeżeli i tak mu wybaczyłeś?
-Bo go kocham. Po prostu. I jak masz coś do tego to już się możesz pakować.
-Jeszcze będziecie cierpieć. Tym razem obydwoje.
Kaoru roześmiał się i pokazał środkowy palec, po czym wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
-O co mu chodziło….?-Spytałem cicho.
-Nie wiem, to nie ważne.  Zupełnie nie ważne. Ważne, że mam ciebie.

***

(RUKI)

-Wyjmijcie kartki. Napiszecie wypracowanie o charakterystycznych obiektach Londynu po angielsku. Na ocenę – oznajmił nauczyciel wchodząc do sali parę sekund po dzwonku. Był niski i miał dość sporo ciała. Do tego nosił okulary, a pod pachą dzierżył dzielnie grubą teczkę i jakieś książki, zapewne do angielskiego.
A więc o to im chodziło, gdy się pytali czy jestem psychicznie przygotowany na dwa angielskie? Cóż, jak tak wygląda pierwszy, to chyba powinienem bać się drugiego. Rozejrzałem się po klasie lekko zdezorientowany. To był żart, czy to tak na poważnie? Wszyscy w klasie mieli już przygotowane duże arkusze w linie i widocznie na coś czekali. Ich twarze nie wskazywały, żeby byli szczęśliwi. Spojrzałem na Yuuno. Ta uśmiechnęła się do mnie jakby łobuzersko i dała mi taką dużą kartkę w linie pokazując dłoń z kciukiem do góry.
-Dobrze, ma być kompletna cisza. Macie pięćdziesiąt minut. Nie można zostać na przerwie. Nie można oddać szybciej. Podpisać się na kartkach. Napisać tytuł pracy. Start.
Mężczyzna wstał i zapisał na tablicy czas 13:00 – 13:50*. Spojrzałem trochę z powątpiewaniem na swoją kartkę. Zgodnie z poleceniem podpisałem się na niej i napisałem na środku tytuł pracy – „Charakterystyczne obiekty Londynu.” Byłem w Londynie tylko raz i to jak byłem mały. Większość rzeczy znam z opowieści mamy, ale to powinno wystarczyć. Napisałem o wszystkim co pamiętam. Duże czerwone autobusy, czarne taksówki, Big Ben’a, London Eye, Tower of London, Pałac Buckingham. Pokusiłem się także o opisanie Trafalgar Square, Tower Bridge, czy Oxford Street, ulicy, na której są same sklepy, ciągnącej się przez 1,6 kilometra. Zapisałem trzy i pół strony, po czym stwierdziłem, że wystarczy. Spojrzałem na zegarek wiszący nad tablicą. Jeszcze dziesięć minut. Przeczytałem to wszystko jeszcze raz poprawiając błędy i czasem zmieniając jakieś zdanie, czy jego szyk. Usłyszałem dzwonek, który bezceremonialnie przebił się przez panującą tu ciszę i oznajmił właśnie koniec lekcji. Nauczyciel kazał nam oddać kartki, co też wszyscy uczynili. Jedni bardziej zadowoleni, inni mniej. Wziął kartki, po czym wyszedł z klasy.
-Masakra! –Stwierdziła Kyuumi chowając twarz w dłoniach.
-Właśnie o to mi chodziło, nyaa, jak mówiłem o psychicznym przygotowaniu, mrrr.
-Tak, domyśliłem się – uśmiechnąłem się do nich.
-A tak w ogóle, Taka-chan –zaczęła Yuuno –ile ty żeś tego napisał? Patrzyłam co chwilę i ręka ci się nie zatrzymywała. Zapełniłeś chyba całe wolne miejsce!
-No ja… po prostu pisałem to, co pamiętam. W Londynie to ja byłem tylko raz w życiu i to jeszcze jak byłem mały, więc to nie było zbyt dużo, ale chociaż coś.
-Chociaż coś? Encyklopedię mógłbyś napisać.
-Nie przesadzaj, proszę.
-No nie przesadzam. Zobaczymy w czwartek na angielskim jak odda te prace. Chyba, że teraz na lekcji będzie je sprawdzał. Zada nam jakieś ćwiczenia na całą lekcje i będzie sprawdzał. Założę się normalnie. On lubi tak w poniedziałek wstawić kilka jedynek.
-Mści się na nas –wtrąciła Kyuumi.
-Za co ma się mścić?
-O kto to wie, nyaaa…. On zawsze znajdzie jakiś powód…
-Mhm, rozumiem.
Przez resztę przerwy blondynka i Yuuno rozmawiały o ciuchach, a chłopak-kot rysował coś w zeszycie. Wolny czas zleciał szybko i wkrótce rozległ się dźwięk dzwonka rozpoczynający drugi angielski. Tak jak na poprzedniej lekcji nauczyciel zjawił się dosłownie kilka sekund po dzwonku, tym razem zamiast teczki niosąc nasze prace z chytrym uśmieszkiem. Po klasie rozniosły się westchnienia i jęki rozpaczy. Tak jak przypuszczała czarnowłosa na lekcji robiliśmy zadania z ćwiczeń. Na szczęście, pan od angielskiego nie zamierzał ich zbierać. Chyba miał dość uciechy z naszych wypracowań. Cały czas sprawdzał kreśląc dużo czerwonym długopisem. Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Jakoś w połowie lekcji odezwał się głośno unosząc kartkę do góry.
-Który to jest Matsumoto? –Zapytał groźnym tonem.
Powtórzyła się sytuacja z rana. Było tak cicho, jakbym znajdował się gdzieś na dnie oceanu. Szum stał się za to tak głośny jak nigdy. Podniosłem powoli rękę czując na sobie spojrzenia wszystkich, ale najbardziej przejmowałem się tym niskim człowiekiem, który właśnie wstał i podszedł do mojej ławki.
-Jesteś nowy, chłopcze?-Spojrzał na mnie wzrokiem, jakby chciał mnie zabić.
Kiwnąłem głową bojąc się nawet odezwać.
-Nie wiem skąd jesteś, ale tutaj to nie przejdzie. Żaden z was nie będzie mnie oszukiwał. Przyznaj się jak spisywałeś, to może oszczędzę Ci wizyty u dyrektora.
Spojrzałem na niego z przestrachem i odchyliłem się lekko do tyłu.
-Nie spisywałem – powiedziałem cicho.
-Nie lubię kłamców! –Huknął.-Przyznaj się.
-Ale ja naprawdę nie spisywałem…
-Tak…? To jak wytłumaczysz fakt, że nie masz ani jednego gramatycznego błędu, a wszystkie te rzeczy opisałeś jak w przewodniku, co?! –Machnął mi kartką przed twarzą, a ja cofnąłem się gwałtownie. –Tak napisać mógłby tylko człowiek po filologii angielskiej, albo Anglik. Na środek klasy. Czytaj to.
Z duszą na ramieniu i pragnieniem by właśnie w tej chwili zostać niewidzialny wstałem i poszedłem na środek klasy. Mężczyzna dał mi kartkę raczej mi ją wciskając na siłę. Stanął obok przyglądając się bacznie. Zacząłem czytać. Przez całe dziesięć minut w pomieszczeniu słychać było tylko mój głos. Czytałem swoje wypracowanie. O londyńskich czerwonych autobusach i czarnych taksówkach przejeżdżających przez Tower Bridge. Czytając to przypominały mi się ulice zatłoczonego Londynu. Jak razem z mamą i Kou poszliśmy na lody, weszliśmy na Big Ben’a i dobrze się bawiliśmy. Robiliśmy sobie zdjęcia z żołnierzami w tych zabawnych, futrzanych czapkach. Dobrze pamiętam jak Kou bał się wejść na London Eye i tak samo bał się na samej górze. Jak zeszliśmy to rzucił się na ziemię i nie chciał się podnieść. Byliśmy w takim wielkim, bogatym pałacu, gdzie siedzibę miał rząd. Było całkiem zabawnie.  A ja to po prostu opisałem.
Kończąc czytać uśmiechałem się sam do siebie mając w pamięci obrazy tamtego lata. Podniosłem wzrok patrząc po klasie, a potem spojrzałem na nauczyciela i natychmiast spoważniałem. Zupełnie zapomniałem, że on tego słuchał. Byłem pewien, że na mnie nakrzyczy, wyrzuci z sali albo po prostu wstawi jedynkę, ale nic takiego się nie stało.
-Panie Matsumoto, czy zdradzi pan nam tajemnicę w jaki sposób nauczył się pan tak wymowy? –Zaczął niby spokojnie, ale przeczuwałem burzę.
Byłem pewien, że nie może być tak pięknie.
-Żyjąc w Anglii.
-Uhuhu. No to ciekawe. Jesteś jakąś wybitnie oporną jednostką. Dawno takiej ściemy nie słyszałem, Matsumoto. Siadaj i nie denerwuj mnie. Za pracę nie dostaniesz oceny. Przyniesiesz mi inne wypracowanie. Wpisuję Ci uwagę do dziennika za kłamstwa. To niedobrze zaczynać tak pierwszy dzień szkoły, Matsumoto. Oj niedobrze. Już ja sobie porozmawiam z twoimi rodzicami.
Westchnąłem nic już nie mówiąc. Nie było sensu się wykłócać. Nie chciałem sprawiać więcej kłopotów, ani sobie, ani Reicie.
-Sensei! On mówi prawdę! –Krzyknął ktoś nagle.
Spojrzałem w tamtą stronę. Była to Yuuno. Stała i chyba nie mogła uwierzyć w to, co właśnie powiedziała.
-Kagashisa, coż ty bredzisz? Chcesz też dostać  uwagę, albo odpowiednią ocenę?
-Nie, sensei. Znam go, mówi prawdę. I mogę dostać tę uwagę, ale nie ustąpię. To niesprawiedliwe.
-Tak mówisz, Kagashisa? No cóż, jeżeli ty to mówisz, to chyba uwierzę…
-Naprawdę?
-No oczywiście, że nie! Za drzwi! Oboje!
Nauczyciel wyrzucił nas z sali nie pozwalając nawet zabrać plecaków. Wyszliśmy za drzwi i Yuuno roześmiała się głośno, a ja stałem i patrzyłem na nią zdziwiony. Nie dość, że przeze mnie dostanie uwagę, to jeszcze wyrzucili nas z klasy. Reita nie będzie zadowolony. A obiecałem, że nie narozrabiam… Będzie na mnie zły. Jak ja mogłem być taki głupi? Mogłem powiedzieć, że ściągałem, mogłem się nie kłócić o moje pochodzenie. Dostałbym jedynkę i po sprawie. Nie byłoby żadnego problemu. A teraz? Przeze mnie Yuuno ma jeszcze kłopoty.
Usiadłem  pod ścianą patrząc w podłogę. Koło mnie usiadła Yuuno i poklepała po ramieniu.
-Nie martw się Taka-chan. Nic się przecież takiego nie stało. On zawsze tak robi. Szkoda tylko, że przekonałeś się o tym na własnej skórze.
-Ale przecież wpakowałem cię w kłopoty!
-E tam, przestań. Mało mnie to obchodzi. Gdybym się przejmowała jego tekstami, to moja psychika byłaby zniszczona. Nie umiałabym normalnie funkcjonować. Wyluzuj Taka-chan.
-Reita będzie zły.
-Huh? Martwisz się tym? Nie ma po co. Zrozumie. Nic ci nie zrobi. Nie będzie zły.
-Obiecałem, że nic nie zrobię. I co? Wrócę do domu z uwagą, jedynką i zapewne wezwaniem do dyrektora, czy co tam się tu daje.
-Oh, przesadzasz trochę- Yuuno kucnęła przy mnie głaszcząc mnie po włosach.-Nic takiego się nie stanie. Przecież wiem jaki jest wujek Rei, nie musisz się martwić-uśmiechnęła się.
Właśnie w tamtej chwili zadzwonił dzwonek. Była to ostatnia lekcja. Wszyscy wyszli z klasy, a przed nią została tylko nasza czwórka. Po tym jak ulotnił się stamtąd również nauczyciel wróciliśmy, żeby posprzątać. W końcu czarnowłosa miała dzisiaj to zrobić, ale solidarnie stwierdziliśmy, że nie możemy jej tak zostawić. Szybko się uwinęliśmy z klasą i został nam tylko korytarz. To też poszło nam całkiem sprawnie. Po tym rodzeństwo Kyuu poszło dalej mówiąc, że do jakiegoś klubu, a my z Yuuno wyszliśmy ze szkoły. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Reity tak jak prosił. Obiecał być za dwadzieścia minut, więc staliśmy sobie tak pod bramą śmiejąc się z byle czego. Ot tak, dla zabicia czasu.
Gdy w końcu podjechał Reita pożegnaliśmy się i wsiadłem do samochodu.
-I jak tam Rukiś, widzę, że chyba nie było aż tak źle jak się obawiałeś, co nie?
Na widok Reity jakoś tak przestałem się śmiać. Będę musiał mu powiedzieć o sytuacji na angielskim, on mnie zabije. Będzie na mnie zły.
-Nie, nie było źle…
-Na pewno? Wyglądasz jakoś tak, jakby coś cię trapiło.
-Ke? Nie, nie martw się. Wszystko w porządku.
Reita poczochrał mi włosy i odpalił.
----------------------------------------------------------

*Lekcje w Japonii trwają pięćdziesiąt minut, a przerwy tylko pięć. 

Dalej lubię komentarze, tak tylko przypomnę XD 

PS Bina została moją betą! Że jej się chce... XD