~CHAPTER 1~
"Bo tak to się zaczyna"
Wziąłem
plecak i spakowałem do niego kilka najpotrzebniejszych rzeczy.
Wiedziałem, że nie mogę tu zostać ani chwili dłużej. Nie wytrzymałbym
tego. Wyszedłem przez okno. Oddalając się od miejsca, które do tej pory
nazywałem domem, ani razu nie obejrzałem się za siebie.
DWA LATA PÓŹNIEJ
Tokyo.
Piękne miasto. Duże, ruchliwe.Zmierzałem w kierunku centrum. Spojrzałem
na kartkę w mojej dłoni. Była już zżółkła, ale miałem nadzieję, że pod
adresem na niej zapisanym dalej mieszka jedyna osoba, do której teraz
mogłem się udać. Na ramieniu miałem zarzucony wciąż ten sam plecak.
Otrząsnąłem się, nie mogę sobie znów tego przypominać. Doszedłem do
wysokiego bloku i wszedłem na klatkę. Nacisnąłem guzik windy. Usłyszałem
zgrzyt... i nic. Widocznie zepsuta. Trudno. Przespaceruję się na to
szóste piętro. Chyba mam całkiem dobrą kondycję. Ech... Okey, weź się w
garść, Takanori. Stanąłem pod numerem dwadzieścia siedem i
zadzwoniłem. Nic. Zadzwoniłem jeszcze raz. Kurde, Kouyou, nie rób mi
tego. Jeśli się przeprowadziłeś to skopię ci dupę. Po następnej próbie
usłyszałem kroki i ktoś łaskawie otworzył drzwi. Wyższy ode mnie facet.
Miał czarne, półdługie włosy, kolczyk w wardze i wyglądał jakby dopiero
wstał z łóżka. Spojrzał na mnie z niechęcią. To nie był Kouyou. Moje
serce zadrżało.
— Słucham? — odezwał się.
— Przepraszam... Szukam mojego kuzyna. Nazywa się Kouyou Takashima.
Mężczyzna spojrzał na mnie zaciekawiony.
— Poczekaj chwilę...
Kazał
mi wejść i zniknął w głębi mieszkania. Wszedłem i zamknąłem
drzwi.Spojrzałem na duże lustro, które było jedyną ozdobą w pustym
przedpokoju. Zmieniłem się. Miałem ponad sto sześćdziesiąt centymetrów
wzrostu, blond włosy do szyi i ciemnobrązowe oczy. Liczyłem sobie
siedemnaście lat, a wyglądałem jak dziecko. Rozejrzałem się dookoła.
Wszędzie stały kartony z rzeczami. Czyżby przeprowadzka? Zobaczyłem
czarnowłosego,a obok niego wyższego blondyna. Czy to...?
—
TAKANORI! — krzyknął blondyn na mój widok. Tak, to zdecydowanie był
Kouyou. — Taka-chan! —rzucił się na mnie i przytulił do siebie, chociaż
zaliczyłbym to raczej do próby uduszenia.
—
Kouyou... Puść mnie... — tylko tyle zdołałem wykrztusić. On przy mnie
był olbrzymem. Puścił mnie, ale wciąż czułem na sobie jego wzrok.
—
Gdzie ty byłeś, Taka-chan? Co się z tobą działo? Nie wiesz nawet, jak
ja się martwiłem kiedy zniknąłeś... — świdrował mnie tym swoim
spojrzeniem skrzywdzonego dziecka. Tak tego nie lubiłem... Czułem się
tak jakby on znał każdy mroczny szczegół mojej duszy. Wzdrygnąłem się i
odwróciłem wzrok. Spojrzałem na drugiego mężczyznę.Ten też się na mnie
patrzył, ale inaczej. Jakby był ciekawy i...zazdrosny? Tak, to było
dobre określenie. Kouyou poczochrał mi włosy i uśmiechnął się
troskliwie.
—
Przepraszam, Taka-chan, gdzie moje maniery? — Znów uśmiech. — Wejdź. A
tak poza tym, to przedstawiam ci Yuu Shiroyama, uprzejmie mianowanym
przeze mnie Aoi.
Teraz ja się uśmiechnąłem i podałem przedstawionemu rękę.
— Takanori Matsumoto —przedstawiłem się.
— Mów mi Aoi.
Uścisnęliśmy sobie dłonie, a Aoi znowu się odezwał:
— Nie chcę przeszkadzać, ale Uru...Musimy się zbierać i jechać do studia.
Nie wiem czemu czarnowłosy nazwał mojego kuzyna Uru, ale cóż... nieważne. Ten zamyślił się i widocznie zasmucił.
— Aoi, a nie możemy dzisiaj odwołać próby?
— Myślisz, że Kai nam pozwoli?Wątpię.
Zacząłem
się zastanawiać. Przecież to są dorośli ludzie. Pewnie mają jakąś
pracę, a ja im najzwyczajniej w świecie przeszkadzam. Poczułem się
źle.Świetnie... Jak świat się dowie, to stwierdzą, że mam psychikę
niestabilnej uczuciowo smarkuli, która płacze, bo kocha Justinka. Ble.
Ale serio, źle się czułem. Nie chciałem im przeszkadzać.
— Um... Kouyou, jeśli przeszkadzam to wiesz... Bo, szczerze mówiąc, nawet o tym nie pomyślałem...
Wodziłem wzrokiem po przedpokoju.Czułem się głupio.
— Taka-chan, co ty gadasz? Chłopie! Nie widziałem cię siedem lat, a ty mi chcesz wmówić, że mi przeszkadzasz?
I znowu świdrował mnie tym swoim spojrzeniem. Nagle Aoi położył mu rękę na ramieniu.
—
Uru... Nie wiem co się stało te siedem lat temu, ale Takanori wygląda
jakby nie chciał o tym mówić. Może daj mu na razie spokój, hmm? Chodź,
jedźmy do studia. Weźmiemy go ze sobą, nie pomyślałeś o tym?
Kouyou przez chwilę się zastanawiał,po czym uśmiechnął się.
— Tak, masz rację, Aoi. Weźmy go.
Fajnie się zapowiada
OdpowiedzUsuńAm czytajac to muszem stwierdzic ze wiele erotyki mi to przypomina xDDD... amm biedny z ciebie chłopczyczek dziwne taki facet a zachowuje sie jak dziewczynka xD a bibiera lubi nie no foch po całej lini... Ciekawe co bedzie dalej ale czemu nie ma tam erotycznych kobiet !! znow foch po całości
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetne zaczęcie. Nie mogę się doczekać kiedy przeczytam resztę. ^^
OdpowiedzUsuńNo ,no ciekawie się zapowiada ;)
OdpowiedzUsuńno na prawdę fajne ;3 lece dale czytać ;D
OdpowiedzUsuńNo no. Początek bardzo ciekawy, a na mojej twarzy zawitał uśmiech...
OdpowiedzUsuńSerio, serio. Bardzo mi się podoba i jestem strasznie ciekawa xD
Zapowiada się naprawdę ciekawie ;). Mówiłem już, że kocham Twoje porównania xD? No to lecim na Szczecin obserwować, jak Ruki ratuje świat.
OdpowiedzUsuńZapowiada się pięknie...
OdpowiedzUsuń~Manson